Napisane przez: ewaoceantours | 26 kwietnia 2010

Montenegro i Chorwacja

„Jakiś boom na Montenegro jest.” – rzekła B. u progu lata 2008 – „Wszyscy jeżdżą do Czarnogóry: kolega z pracy, szefowa. Na Naszą-Klasę zdjęcia wrzucili. Zerknij sobie”. No i zerknęłam. Pięknie! Błękitne morze, czerwone dachy, góry. Wklikałam „Montenegro” w Google Graphics – uaaauuu! Jeszcze piękniej. Szybko nadrobiłam braki w informacjach (gdzie to Montenegro w cholerę jest? Czy nie ma tam przypadkiem jakiejś wojny??) i nie wiedzieć kiedy pół dnia w pracy minęło mi na surfowaniu po necie w poszukiwaniu odpowiednich apartamentów.

Po kilku dniach ustaleń było już pewne – jedziemy we czwórkę. Autem, jak polecił Kolega, Który Już Był i do apartamentów w Kotorze, które przetestował Kolega, Który Już Był.

Droga minęła raczej gładko, ale nie bez przygód. Znający temat kierowcy uprzedzali nas, żeby ominąć autostradę w Słowenii: jest to odcinek zaledwie ok. 30 km, a trzeba wykupić winietę na 6 miesięcy. Karnie słuchając wykrzykiwanych raz po raz głosem Hołka poleceń, kluczyłam po Słoweńskich miasteczkach, wioskach, następnie, polach, potem już tylko pastwiskach. „Coś długo jedziemy” rzucili z tylnego siedzenia panowie. Już nie pamiętam czyim pomysłem było wpisanie nowego celu w nawigacji… grunt że jakieś 3 godziny później, kiedy to w aucie panowała już ekstremalnie gęsta atmosfera, dojechaliśmy w końcu do granicy z Chorwacją (odcinek słoweński liczy jakieś 60 km). Jakby tego było mało, GPS wyrzucił nas 100m przed przejściem granicznym…na autostradę, którą chcieliśmy ominąć. Pół godziny wyjaśnień dlaczego nie mamy winietki przed reprezentantem słoweńskiej straży granicznej  i oddali nam nasze paszporty 🙂

Noc spędziliśmy w hotelu w okolicach Trogiru. Rano śniadanko, szybko pobiegliśmy na plażę zobaczyć Adriatyk, i w drogę.

Plaża w okolicach Trogiru.

Trogir to bardzo urokliwe, niewielkie miasteczko. Pokręciliśmy się tu i tam, raczej żeby wchłonąć trochę tej atmosfery niż prawdziwie zwiedzać. Utkwiły mi w głowie stragany ze świeżutkimi owocami, warzywami i z woreczkami wypełnionymi pachnącą lawendą. W okolicy jest sporo ładnych niebetonowych plaż (jak choćby ta powyżej, czy plaże na wyspie Ciovo).

Uliczka w Trogirze

Mimo że do celu mieliśmy jeszcze dobre kilkaset kilometrów, oczadzeni fantastycznymi widokami zdecydowaliśmy się na „scenic road”. A po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w Splicie. Żeby zobaczyć jak najwięcej wspięliśmy się po prostu na wieżę widokową. 🙂

Split

Około północy dojechaliśmy w końcu do Kotoru . Nasz gospodarz stwierdził, że trudno nam będzie znaleźć jego apartamenty, więc umówił się z nami na stacji benzynowej. Czekając na niego przyglądaliśmy się bardzo żywotnym jak na porę miejscowym. Raz po raz na stację podjeżdżały dudniące głośną muzyką auta, o dziwo – większość bez tablic rejestracyjnych. (Jak się potem dowiedzieliśmy – zarządzono zmianę wzoru tablic i wszyscy ochoczo powitali możliwość choćby kilkudniowej komunikacyjnej anarchii  i uniknięcia mandatów.) Do końca pobytu mieliśmy się przekonać, że Czarnogórcy to bardzo rozrywkowy, aktywny i pomysłowy naród: codziennie puby i dyskoteki były pełne miejscowych. Świątek, piątek, czy niedziela. Niewielu ich w sumie (niecałe 800 tys.), ale mają w sobie taką zadziorność, że odłączyli się od Serbii i sami zaczynają się mościć w europejskich strukturach – zaczęli od wprowadzenia Euro. Tak po prostu. 🙂

Zarezerwowany czteroosobowy pokój okazał się  może niewielki, ale czysty i wyposażony w podstawowe sprzęty kuchenne, co w zupełności nam wystarczało. Z resztą, co tam sam pokój! Kiedy obudziliśmy się rano, wyszliśmy na balkon i naszym oczom ukazał się obłędny widok na  Zatokę Kotorską (Bokę Kotorską) przypominającą skandynawski fiord i na kotorskie stare miasto.

Widoki  z naszego balkonu

Czarnogóra zachwyciła nas pięknymi widokami: błękitny Adriatyk, wysokie, surowe góry, ciepłe, złociste plaże. Atmosfery dopełniają wspomniani już miejscowi: są to otwarci, gościnni ludzie mający w sobie jakiś odprężający luz. Pozytywna energia biła od naszych gospodarzy, ale też od zupełnie obcych ludzi na ulicach, czy w knajpkach.


Jeśli chodzi o lokalizację – trafiliśmy idealnie. Blisko do centrum Kotoru ze wspaniałą starówką, wpisaną na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO, ale też do Dubrownika. W okolicy jest kilka rewelacyjnych plaż.

Kotor widziany z murów obronnych

W samym Kotorze plaże są przyjemne, ale ponieważ jest to fiord, woda jest nieco mętna. Lepiej wybrać się na którąś z plaż od strony otwartego morza: Jaz, Oblatno, Plavi Horizont, Trsteno, Budva – wszystkie w odległości do 25 minut jazdy od Kotoru. W zależności od preferencji, znajdziecie tu piaszczyste zatoczki, ale też skaliste lub żwirowe plaże o krystalicznie przejrzystej wodzie.

Czarnogórskie plaże

Nie brak tu też pełnych uroku miejsc, które warto odwiedzić: Kotor – to jest must!, Budva – dużo bardziej turystyczna, ale warta zobaczenia, Jezioro Szkoderskie – nam zabrakło czasu, ale ci, którzy byli, bardzo polecają, Sveti Stefan – niegdyś wioska rybacka ścieśniona na mikroskopijnej wysepce połączonej z lądem, dziś kompleks hotelowo- rezydencyjny odwiedzany przez topowych celebrytów. My skusiliśmy się też na jednodniowy wypad do Dubrownika. Miasto-perełka.

Sveti Stefan

Dubrownik

Dubrownik

Czarnogóra to miejsce, które na pewno warto umieścić na liście p.t. „do zobaczenia”. Kto nie ma ochoty na długą podróż samochodem, może skorzystać z oferty touroperatorów, którzy proponują przelot do Dubrownika i dalej transfer autokarem. Bardziej turystyczne miejscowości to m.in. Budva, Herceg-Novi, Ulcinj. Wynajem samochodu i wycieczka wzdłuż wybrzeża – wskazane, chociaż ze względu na bardzo wąskie drogi i szarżujących po nich tubylców, jest to opcja dla kierowców o mocnych nerwach.


Dodaj komentarz

Kategorie